sobota, 28 grudnia 2019

Spontaniczna nocka w lesie

... hmyy, co to, ja, ... chciałem.
   Aha. Razu pewnego dawno temu wybrałem się do lasu. Stary plecak, koc z kanapy, butelka z wodą, nóż samoróbka, poncho bw, zapałki, kawałek sznurka, kanapki i pies. Spontaniczna nocka w lesie.  Pomimo, że to był maj, nie wyspałem się tej nocy. Pod tyłek ułożyłem grubą warstwę świeżo zerwanej trawy, która do rana wyglądała jak zwałowana kiszonka. Koc nie zapewniał żadnego komfortu ciepła i po ciemku musiałem rozpalać ognisko. Pies był tak zestresowany, że nie odstępował mnie na centymetr. Dobrze że nie padało bo w późniejszym czasie okazało się, że moje poncho jest wybrakowane i przecieka.

Maj 2009, gdzieś w krainie wygasłych wulkanów
 
   Nocka ta dała mi jednak sporo satysfakcji, że pomimo niewielkiej ilości rzeczy udało mi się dotrwać do rana i kontynuować wycieczkę. I o tym będzie traktował ten blog. O wypadach z ograniczonym ekwipunkiem i aranżowanych sytuacjach zaskoczenia. Gdzie komfort odchodzi na plan boczny a liczy się przetrwanie, no i dobra zabawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz